Pomoc społeczna w ujęciu chrześcijanskim
Jaka opieka społeczna?
Kościół Katolicki od początku swojego istnienia był głównym i najefektywniejszym dobroczyńcą. Nawet dziś organizacje typu Caritas w niemal wzorowy sposób zajmują się dystrybucją dóbr dla potrzebujących. Dla każdego prawdziwie wierzącego chrześcijanina opieka nad słabszymi jest podstawowym obowiązkiem i powinnością moralną. Czy jednak przymuszanie obywateli do dobroczynności jest moralnie uzasadnione
i mądre? Weźmy przykład, którym posłużył się wybitny ekonomista i noblista śp. Milton Friedman - Idziemy ulicą z kanapką w ręku i spotykamy głodnego bezdomnego człowieka, który prosi nas o oddanie mu pożywienia. Po oddaniu mu owej kanapki, zarówno my mamy satysfakcję i czyste sumienie (bo spełniliśmy nasz chrześcijański obowiązek) jak i bezdomny ( bo doświadczając naszej łaski, w przyszłości może sam pomoc komuś innemu w potrzebie). Weźmy jednak drugi przykład - idziemy ulicą z kanapką i napotykamy urzędnika, który pod przymusem zabiera nam kanapkę i daje ją pierwszemu statystycznemu (bo nie sprawdza czy aby nie ma do czynienia ze zwykłym wyłudzaczem) bezrobotnemu. Niby nie ma różnicy bo pożywienie i tak trafia do głodnego, jednak co się wtedy dzieje? Zamiast satysfakcji czujemy złość (bo nie dość, że nie widzimy osoby, której pomagamy to jeszcze wiemy, że 70 % naszej kanapki przeżre urzędnik) a potrzebujący nie znając darczyńcy zaczyna wychodzić założenia, że mu się należy. Wspomniany Milton Friedman pisał : " Świt nowej ery wydawał się wszystkim obiecujący. Ludzi, którzy mieli korzystać ze świadczeń było niewielu, podatników, którzy mieli je finansować mnóstwo, tak więc każdy płacił małą sumę i zapewniał owym nielicznym potrzebującym wysokie świadczenia. Gdy jednak programy opieki społecznej zaczęły się rozrastać, proporcję się odmieniły. Obecnie płacimy wszyscy, przekładając z jednej do drugiej kieszeni albo pieniądze, albo coś, co można za nie kupić". Statystyki mówią, że najefektywniejszą i najhojniejszą pomoc niosą prywatni filantropi. I w gruncie rzeczy obiektywnie nie ważne jest czy tacy ludzie jak Bill Gates czy gwiazdy Hollywood pomagają biednym z moralnej powinności czy z potrzeby popisania się majątkiem. Ich intencję rozliczy sąd ostateczny - i nic nam do tego. Ważne, że potrzebujący dostają pomoc.
Dylemat samarytanina
Ks Robert Sirico pracował w jadłodajni w Anacostia - biednej dzielnicy Waszyngtonu, w której podawano darmowe posiłki wszystkim, którzy się po nie zgłosili. Nikogo nie sprawdzano. "Całe rodziny przyjeżdżają na posiłki. Byłem świadkiem jak jedna osoba przyjechała taksówką. Następna para powiedziała mi, że muszą zjeść szybko ponieważ planują iść po obiedzie na zakupy" pisze ksiądz Sirico. Duchowny zwrócił uwagę na jeszcze jeden problem często pomijany w rozważaniach o plusach i minusach opieki społecznej. "Pewnego piątku podczas Wielkiego Postu pracowaliśmy wraz z kolegą jak zwykle w kuchni. Po podaniu posiłku i zmyciu naczyń nie zjedliśmy - jak to było w naszym zwyczaju - w jadłodajni, gdyż serwowano mięso, a jako katolicy powstrzymujemy się od jedzenia mięsa w piątki. Poszliśmy do znajdującego się nieopodal baru rybnego. Jedząc zwykły obiad rybny dotarło do mnie coś, co wiązało się z naszą pracą charytatywną. Wiedzieliśmy, że właściciel baru mieszkał w sąsiedztwie, i że jego rodzina pracowała ciężko na to, żeby ich biznes jakoś się "kręcił". Uświadomiłem sobie, że ja, mój brat zakonny i mnóstwo innych ludzi z dobrymi intencjami, angażujących się w działalność charytatywną, inwestujących swoje pieniądze i poświęcających swój czas pracując w jadłodajni - wszyscy jesteśmy jego konkurentami. Tuż za rogiem dostarczaliśmy gotowy produkt oraz obsługę, co czyniło jego wysiłek - by utrzymać własną rodzinę - jeszcze większym"- pisze ks. Sirico. Duchowny zastanawia się czy nadmierna pomoc ubogim nie doprowadza ich do bierności i lenistwa. "Niebezpieczeństwo prywatnej działalności charytatywnej tkwi w tym, że nie czyni ona obdarowanego ogniwem w podziale pracy. Tu leży dylemat samarytanina: "oczekiwanie jałmużny może wytworzyć u tych ludzi postawę bierności, utrzymującą ich w ciągłej biedzie. Wyrwanie ich z bierności wymaga od nas czasami odmówienia im pomocy" pisze dalej. Urzędnik "wyrabiając normę" przyznaje najczęściej świadczenia dużej masie ludzi, nie mając ( lub nie chcąc za odpowiednią opłatą) możliwości sprawdzenia każdego petenta. Prywatny dobroczyńca przynajmniej w jakimś procencie jest w stanie weryfikować proszących o pomoc. Najważniejsze jednak jest to, że prywatny darczyńca oddaje własne pieniądze i jeżeli nie jest frajerem, będzie dbał o ich przeznaczenie. Natomiast urzędnik dysponuje pieniędzmi podatnika czyli w jego mniemaniu niczyimi.
Papieska odpowiedź na opiekę od kołyski aż po grób
"Byliśmy w ostatnich latach świadkami znacznego poszerzenia zakresu tego rodzaju interwencji, co doprowadziło do powstania w pewnym sensie nowego typu państwa - "państwa dobrobytu" [.] Nie obeszło się jednak bez przesady i nadużyć, które, zwłaszcza w ostatnich latach, spowodowały ostre krytyki "państwa dobrobytu", określanego jako "państwo opiekuńcze". Niesprawności i niedostatki w państwie opiekuńczym wynikają z nieodpowiedniego rozumienia właściwych państwu zadań. Także w tej dziedzinie winna być przestrzegana zasada pomocniczości, która głosi, że społeczność wyższego rzędu nie powinna ingerować w wewnętrzne sprawy społeczności niższego rzędu, pozbawiając ją kompetencji, lecz raczej winna wspierać ją w razie konieczności i pomóc w koordynacji jej działań z działaniami innych grup społecznych, dla dobra wspólnego"- pisał w encyklice "Centesimus Annus" Jan Paweł II. Jest to jawna krytyka interwencjonizmu państwa, która hamuje w człowieku dobroczynne instynkty. "Czy negowanie lub ograniczenie praw ludzkich [.] a także podejmowania inicjatyw w sprawach gospodarczych - nie zubożają osoby ludzkiej tak samo, jeśli nie bardziej, niż pozbawienie dóbr materialnych?" pyta Papież. W państwach gdzie zasiłki dla samotnych matek są wysokie, wskaźniki rozwodów są zatrważające. Ile bowiem osób dla dodatkowych pieniędzy żyje "na kartę rowerową"? Taka sytuacja niszczy w mężczyźnie instynkt samca, który ma zadanie utrzymanie rodziny. Nadmierna pomoc społeczna niewątpliwie powoduje osłabienie więzi rodzinnych. Najlepszym zabezpieczeniem dobrobytu jest mianowicie jedność rodziny. Różnorodne świadczenia wiecznych bezrobotnych zdejmują z familii obowiązek pomocy. Zdarza się, że z zasiłku żyją wszyscy od dziadka do wnuczka.
Karol Wojtyła jak liberalni ekonomiści wierzył w wolny rynek jako antidotum na biedę. W swoich społecznych encyklikach niejednokrotnie podkreślał, że inicjatywa pomocy powinna wychodzić od ludu a nie polityków. Nie można zapominać, że biurokraci zwykle dbają o swoje pensję (chyba, że są ideowcami-ale tacy pracują w prywatnych stowarzyszeniach) a nie ubogich. "Interweniując - bezpośrednio i pozbawiając społeczeństwo odpowiedzialności - państwo opiekuńcze powoduje utratę ludzkiej energii [.] Istotnie wydaje się, że lepiej zna i może zaspokoić potrzeby ten, kto styka się z nimi (potrzebującymi) z bliska i kto czuje się bliźnim człowieka potrzebującego" - pisał Wojtyła. I znów widzimy krytykę centralizmu. Papież oczywiście nie potępia samych urzędników a raczej mechanizm tego tworu - przysłowiowe "koryto". Biurokrata nie umie postawić się w sytuacji biznesmena ryzykującego własne środki. "To poczucie zostaje w nim wygaszone w systemie nadmiernej biurokratycznej centralizacji, w której człowiek pracujący czuje się raczej trybem w wielkim mechanizmie, poruszanym odgórnie, na prawach bardziej zwykłego narzędzia produkcji, nieprawdziwego podmiotu pracy obdarzonego własną inicjatywą" - dodaje JPII. Państwowa machina z natury musi być bezduszna i może zabić wrażliwość w swoich urzędnikach. Szczególnie widzieliśmy to w przypadku ukarania piekarza, który oddawał chleb za darmo biednym. Machina była nieprzejednana mimo absurdalnej krzywdy jaką wyrządzała. Czy naprawdę powinno się ufać w jej możliwości niesienia pomocy ? Gdy naprawdę chory człowiek potrzebuje jakiegoś sprzętu medycznego, państwowa opieka nie jest w stanie mu go zapewnić - robią to prywatni darczyńcy. Opieka zdrowotna, pomoc najuboższym są dziedzinami zbyt poważnymi by państwo było w stanie sobie z nimi poradzić. Biurokraci w centrali po prostu nie mają kompetencji ani wiedzy potrzebnej do tego, by zajmować się problemem ubóstwa w całym kraju. Niemożliwe jest by nawet najmądrzejsza grupa (choć w demokracji rzadko takich wybieramy) polityków była w stanie dostrzec głębokie potrzeby rożnych grup społecznych. Jeżeli polityk przekonuje, że jest tak wszechmocny albo najpewniej kłamię albo w najlepszym wypadku zjada go pycha.
Jak słusznie zauważa ks. Sirico w Piśmie Świętym nie ma słowa o tym, że władza ma zapewnić każdemu pracy i utrzymania. Św. Paweł w Liście do Tesaloniczan mówi wyraźnie "Bo gdy byliśmy u was, nakazaliśmy wam: Kto nie chce pracować niechaj nie je". Jeżeli państwo odbiera osobie prywatnej chęć niesienia pomocy w duchu Chrystusowym i obrabia go z nadwyżek jakie zarobił - działa przeciw Bogu. Kiedy bowiem słyszymy polityków bredzących o tym, że bogacz musi płacić ze względu na swoją pozycję większe podatki powinniśmy pamiętać słowa z Księgi Kapłańskiej: "Nie będziecie czynić krzywdy w sądzie; nie będziesz dawał pierwszeństwa biedakowi, ale też nie będziesz miał względów dla bogatego. Sprawiedliwie sądzić będziesz bliźniego swego". Oczywiście "postępowi" kaznodzieje jak i lewicowi chadecy nie wspominają o tych wersach i nawet w imię miłości do bliźniego i Boga nie są w stanie (jak księża) wyzbyć socjalistycznych przesądów wpojonych im w państwowych szkołach albo (jak politycy) oderwać się od koryta.
Łukasz Adamski
www.lukaszadamski.pl
27. 05. 2007r.
RODAKpress